Rozejrzałam się niespokojnie po padoku, unikając kontaktu z jakąkolwiek klaczą na wybiegu, momentalnie moje nogi same wyrwały się do galopu nie wiedząc nawet z jakiego powodu. Parę razy skopałam powietrze i wreszcie zwolniłam do spokojniejszego kłusa, znów krążąc przy bramie wyjściowej, poczułam uszczypnięcie czyiś warg na mojej szyi, postanowiłam skopać delikwentkę i odbiec znów na jakąś większą odległość, gdzie miałam przez chwilę spokój... przez chwilę...
Ta sama klacz podeszła do mnie i uszczypnęła mnie w ucho, parsknęłam niezadowolona odwracając się do niej i momentalnie zamarłam, ta charakterystyczna odmiana na pysku... matka. A ja ją tyle razy skopałam! Położyłam uszy po sobie i opuściłam nieco łeb, wyrażając skruchę, jednak zanim cokolwiek coś powiedziałam, poczułam jak do mojego skórzanego kantara zostaje przypięty uwiąz, spojrzałam na dżokeja w lekkim osłupieniu, ale niechętnie zaczęłam iść patrząc w inną stronę, gdzieś w ścieżkę prowadząca do lasu. Parsknęłam kilka razy i machnęłam łbem, na co człowiek cicho syknął, bo uwiąz nieprzyjemnie otarł się o jego rękę, zaczęłam iść w tamtą stronę, ale ku mojemu zdziwieniu pod nogami poczułam świst batu, odruchowo wyrwałam się i zaczęłam dziki cwał w głąb budynku, tymczasem przez korytarz stajni, Warner (aut: ta nie było lepszego imienia dla stajennego xD) szedł sobie spokojnie do taczki, którą zostawił przy jednym z boksów, wygwizdywał dobrze znaną mi melodię. Kiedy mnie ujrzał, stanął mi na drodze ze stoickim spokojem, a ja chcąc nie chcąc wyhamowałam niespokojnie krążąc w kółko, w końcu mężczyzna złapał końcówkę uwiązu, gładząc mnie po karku, który przed chwilą był mocno napięty, jednak pomimo rozluźnienia mój oddech dalej był niespokojny.
- Co za głupia szka...- Urwał, kiedy to stanął obok mnie kiedy położyłam uszy po sobie i lekko opuściłam łeb machając wściekle ogonem.
- Tyle razy powtarzałem Ci, żebyś nie świstał tak batem na prawo i lewo. Jest ostatnimi czasy nerwowa.- Powiedział ze stoickim spokojem stajenny, cały czas gładząc mnie to po szyi, lub kości nosowej.
- Nic mnie to nie obchodzi... ja na niej tylko jeżdżę.- Warknął odchodząc niespokojnym krokiem, zostałam zaprowadzona do boksu gdzie mogłam położyć się w sianie i rozluźnić się na chwilę zamykając oczy, ale oczywiście nie na długo... widząc dżokeja ze sprzętem, postawiłam nieco uszy, powoli podnosząc się na cztery nogi. Po dokładnym wyczyszczeniu (i jednoczesnym marudzeniu) wreszcie przyszła pora na siodłanie, podniosłam wyżej łeb widząc nieprzyjemnie wyglądające wędzidło, ale w końcu po krótkiej szarpaninie opuściłam nieco głowę po chwili przeżuwając zimny kawałek metalu w pysku. Zostałam zabrana na tor, gdzie po krótkiej rozgrzewce zaczęłam robić kółka powolnym galopem. Otworzyłam nieco pysk by ulżyć sobie nieprzyjemne uczucie kiedy jeździec trzymał mnie dość krótko na wodzy, po kilku takich okrążeniach wreszcie mogłam się rozpędzić... z początku w miarę spokojnym tempem, ale potem nabierałam coraz szybszej prędkości, wydłużając krok. Trener uważnie nam się przyglądał okiem krytyka, który bacznie obserwował każdy ruch. Po ostatnim okrążeniu, zatrzymałam się przy barierce.
- I jak?
- Już lepiej. Ma lepszy czas niż ostatnio, ale i tak potrzebuje więcej treningów.- Odpowiedział starszy mężczyzna.
~~~
Wieczorem w stajni było dość... głośno. Dużo koni hałasował, zwłaszcza tych niespokojnych, ja po długim treningu na wytrzymałość leżałam w boksie przykryta granatową derką, co jakiś czas obserwując pomiędzy deskami co się dzieje. Usłyszałam po chwili energiczny tupot kopyt, jednak zapach... nie bardzo go kojarzyłam... chociaż w sumie mało ogierów stąd kojarzyłam. Z ciekawości wyjrzałam aż z boksu, spoglądając na to co się dzieje na korytarzu. Skarogniadosz właśnie przechodził obok mojego boksu, zatrzymując na mnie wzrok.
<Spalding? xD Muszę się trochę rozkręcić w pisaniu, ale myślę, że nie jest źle :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz