- Mówisz serio?! - usłyszałam donośny głos Samuela. Podniosłam głowę z
ziemi, uważnie nasłuchując, co się dzieje. Ktoś szedł w stronę stajni, w
której znajdował się mój boks, jak i innych koni. Po ziemi w
pomieszczeniu rozległo się stukanie butów do jazdy.
- Tak, serio. Dlatego chciałbym, by została już dokładnie obejrzana oraz
przygotowana, w czym musisz mi pomóc, jako jej opiekun – teraz odezwał
się jeden z trenerów. Zastrzygłam uszami, wystawiając nogi do przodu i
ociężałe podnosząc się z ziemi. Mężczyźni byli dopiero w połowie stajni,
gdy wystawiłam szyję przez specjalny otwór, by ich przywitać. Na twarzy
Samuela od razu rozgościł szeroki uśmiech, przez co zaczął szybciej do
mnie podchodzić, w końcu obejmując moją głowę rękoma.
- Popatrz, nawet już wstała. Ma niesamowity słuch – zaczął, gładząc mnie
po lewej stronie głowy. Cicho parsknęłam, mrugając oczami.
- Tak, tak… Wyprowadź ją, po to tu przyszliśmy, a nie, byś ją cały czas
rozpieszczał. Myślisz, że nie zauważyłem jabłka za twoimi plecami? -
powiedział starszy mężczyzna, pokazując palcem na stajennego, który się
zaśmiał. Jabłko? Energicznie machnęłam głową w stronę twarzy chłopaka,
niechcący go uderzając. Ktoś powiedział „jabłko”? Ten poklepał mnie po
pysku, sięgając za siebie i wyjmując owoc. Moje ulubione… Przystawił mi
czerwony przedmiot do pyska, który z rozkoszą pochłonęłam. Po zjedzeniu
jeszcze raz parsknęłam, jednak tym razem głośniej. Po chwili już
wychodziłam ze stajni ciągnięta przez Samuela na linie. Patrzyłam na
różne rzeczy wokół mnie jak dwójka koni trenujących właśnie na
lonżownikach. Nieznacznie przechyliłam głowę bardziej w ich stronę,
jednak poczułam, jak czarnowłosy stajenny ciągnie mnie w drugą stronę.
Grzecznie się posłuchałam, skręcając w lewo. Minęłam się właśnie z dużym
karym ogierem, gdy trener otworzył bramkę od padoku, do którego
kierował mnie Samuel. Odpiął linkę, dając mi znać, bym śmiało poszła do
przodu, co wykonałam. Pokłusowałam w głąb zielonego i ogrodzonego
terenu, na końcu zakręcając, zwalniając do stępu i podchodząc do mojego
opiekuna, który już wyciągał dłonie, by objąć moją głowę. Przymknęłam
oczy, czując, jak delikatnie gładzi mnie po chrapach, jadąc w górę do
uszu, za którymi nawet mnie podrapał, na co parsknęłam.
- Dobra, zaraz powinien przyjechać weterynarz, by ją dokładnie zobaczyć.
Wyjdę mu na spotkanie, by nie musiał nas szukać – zawiadomił nas
starszy człowiek, wychodząc z padoku i oddalając się od naszego
towarzystwa. Zamrugałam oczami, wyraźnie zaciekawiona. Samuel uśmiechnął
się, stając przy moim lewym boku i patrząc w moje niezasłonięte przez
grzywę oko.
- Wiesz co, Snow Queen… Może nie wiesz, ale już za dwa miesiące weźmiesz
udział w wystawie koni w Louisville. Dlatego jesteś tu i dlatego
weterynarz do ciebie jedzie. Cieszysz się? - na końcu swojej wypowiedzi
zadał mi pytane. Czy ja się cieszę..? Po raz kolejny parsknęłam,
kierując głowę bardziej w stronę chłopaka, lekko go trącając. Ten się
zaśmiał, kładąc swoje dłonie na moich policzkach.
- Wygrasz tę wystawę. Jestem tego pewien – wyznał, na końcu całując mnie
w chrapy. Powoli mrugnęłam oczami, spoglądając na niego. Chciałabym…
Ciekawe, czy mama byłaby wtedy ze mnie dumna. Ciekawe, czy w ogóle tam
będzie. Wtedy przed moimi oczami stanął obraz klaczy o również białej
sierści z włosiem, jednak o odcień ciemniejszy, niż mój. Wpatrywała się
we mnie swoimi również ciemnymi oczami. Zawsze mi powtarzała, że
mogłabym być jej siostrą, a nie córką, bo po ojcu, jedyne co
odziedziczyłam, to większość cech charakteru i zdolności. Nagle
usłyszałam czyjeś kroki. Skierowałam uszy w prawą stronę, uważnie
nasłuchując. Wychwyciłam stąpanie konia oraz delikatny chód człowieka.
Nieznacznie obróciłam głowę w stronę, skąd zmierzali. Zobaczyłam
jakiegoś człowieka, który ciągnął za sobą konia. Przeszli obok nas, po
czym weszli na padok centralnie obok tego, na którym ja się znajdowałam.
- Mamy sąsiadów, Snow Queen – odezwał się Samuel, klepiąc mnie po szyi, na co lekko się wzdrygnęłam.
<Ktoś chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz