Westchnęłam ciężko słysząc słowa ojca i odwróciłam się do wszystkich zadem, mając w głębokim poważaniu to co mówią inni, byłam cholernie zmęczona, z drugiej strony... wolałabym jeszcze pójść trochę potrenować. Otworzyłam drzwiczki boksu, w którym byłam, a następnie wyszłam, nie mając widocznie ochoty na kolacje, California Chrome podążał za mną spojrzeniem cicho rżąc i uderzając co jakiś czas o drzwiczki od boksu. Wyszłam ze stajni i ku zaskoczeniu wszystkich ludzi poszłam na tor, zaczynając od krótkiej rozgrzewki, ale potem w jakiejś furii z bliżej nieokreślonego powodu zaczęłam dziko cwałować, nie zważając uwagi na to, że woła mnie stajenny czy powoli zaczyna mi braknąć oddechu, moje nogi zaczynały dawać o sobie znać, jednak nie zwalniałam. Po chwili na drodze stanął mi trener wraz ze stajennym, zatrzymałam się tuż przed nimi a moje kopyta znalazły się niebezpiecznie nad ich głowami, zaczęłam krążyć obok nich chcąc żeby mnie przepuścili, jednakże dwójka mężczyzn cały czas dotrzymywali mi kroku próbując zapiąć uwiąz, jednak co chwilę odskakiwałam, chcąc biec dalej, momentalnie zmieniłam kierunek i zaczęłam biec, California Chrome i Spalding przyglądali się uważne sytuacji, na torze. Natrafiłam znów na blokadę, ale widząc pędzącego konia od razu osunęli się z drogi, nie wiedząc co mają za bardzo zrobić, stwierdzili, że poczekają aż się zmęczę, co nastąpiło po 3 czy 4 kółku. Zatrzymałam się tuż przy stajennym, który pogładził mnie po spienionej potem szyi, trener był zdumiony.. zrobiłam chyba z 6 czy 7 kółek łącznie, nie zmieniając w ogóle tempa, ale mimo to było mi głupio... za mało okrążeń. Nogi lekko mi drżały po tak szybkim i długim biegu, czułam się tak żałośnie, pomimo iż byłam córką dwóch naprawdę dobrych koni na dystansie wymiękałam, zostałam zaprowadzona do boksu gdzie czekała na mnie nie zjedzona kolacja. Włożyłam pysk do poidła, pochłeptując upragnioną wodę, California zniżył łeb spoglądając na mnie.
- Nie powinnaś tak robić.- Odparł ogier nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie mów mi co mam robić a czego nie.-Odwróciłam się do niego zadem i opuściłam łeb spoglądając na drżące nogi.- Może i jestem szybka, ale moja wytrzymałość...- Oparłam łeb o ścianę boksu. Skarogniadosz obserwował mnie cały czas, nic o dziwo nie mówiąc, chociaż nadal na jego pyszczku dało się zauważyć głupkowaty uśmiech. Opadłam na słomę i zasnęłam...
~*~
Księżyc oświetlał mi leśną drogę, machnęłam dumnie łbem i z gracją zaczęłam kłusować. Wreszcie wybiegłam na jakąś polanę, pełną kwiatów i innych roślinek. Jak zwykle wszystko tu tętniło życiem, podeszłam do przepływającą przez środek rzeczkę i zaczęłam pić zamykając oczy, cisza i spokój... nareszcie. W myślach starałam się podnieść na duchu, że jeszcze parę treningów i moja wytrzymałość nieco wzrośnie... znalazłam sobie jakieś w miarę ustronniejsze miejsce i zaczęłam skubać soczystą, wysoką trawę. Nagle usłyszałam kroki, podniosłam łeb szykując się do ucieczki.
<Spalding? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz